Toruń i Bydgoszcz idą do sądu, bo zdaniem Bydgoszczan, sąsiedzi dostarczają zbyt mało odpadów do tamtejszej spalarni, Gdynia i Sopot wycofują się ze wstępnych zobowiązań dostarczania odpadów do planowanej spalarni w Gdańsku, wojewoda blokuje spalarnię w Warszawie. Spierają się gminy zrzeszone w związkach w Olsztynie, Poznaniu i Białymstoku. Jak podsumowuje Portalsamorzadowy.pl, im bardziej rosną opłaty za śmieci, tym trudniej dogadać się samorządowcom.
– Spalarnia nazywana jest szumnie „domknięciem systemu”, a tak naprawdę to uwikła nas na 20 lat. A trzeba pamiętać, że my już spłacamy pożyczkę, bo zakład to nie tylko środki unijne, ale i pożyczka z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska – prawie 50 mln złotych, które przecież trzeba zwrócić – mówi wiceburmistrz Pasymia Maria Jolanta Cejmer.
Takiego błędu, jak gminy sąsiadujące z Olsztynem, nie chcą popełnić w Gdyni, Sopocie i Słupsku – samorządy tych miast wycofały się z inicjowanego przez Gdańsk projektu budowy spalarni odpadów.
Twierdzą, że projekt, który miał zagwarantować stałą stawkę za utylizację odpadów, im się nie opłaca. Zakład Utylizacyjny w Gdańsku, na terenie którego ma powstać spalarnia, oszacował bowiem cenę za odbiór tony odpadów na 300 zł (cena maksymalna).
Obecnie w zakładzie zagospodarowania odpadów Eko Dolina, który obsługuje Gdynię, cena za utylizację tony śmieci wynosi od 150 do 170 zł za tonę. Poza tym – jak podkreślają urzędnicy – mechanizm umowy, którą mają zawrzeć gminy, jest taki, że będą musiały – tak jak w olsztyńskim ZGOK – płacić tyle, ile zażąda spalarnia.
– Byliśmy zwolennikami budowy spalarni dla całego regionu, dla metropolii. Wspieramy większość projektów o charakterze metropolitalnym – mówi Marcin Skwierawski, wiceprezydent Sopotu, dla Gazety Wyborczej. – Problemem były warunki, które zaproponowano gminom. Gospodarując finansami publicznymi, czyli pieniędzmi mieszkańców, nie mogliśmy podjąć decyzji, by płacić dwukrotnie więcej za tonę odpadów. Byłaby to niegospodarność.
W podobnym tonie wypowiadają się władze Gdyni. Jak tłumaczy jej wiceprezydent Michał Guć, miasto było zainteresowane udziałem w projekcie, bo miał on zapewnić, że koszty w wieloletniej perspektywie będą pod kontrolą. Ale skoro już na początku mieszkańcy mają płacić dwa razy drożej niż obecnie, to trudno mówić o finansowym bezpieczeństwie.
– Nie dziwię się Gdyni i Sopotowi, że nie chcą wozić odpadów zmieszanych. Oni też mają zakłady, które muszą funkcjonować – mówi dr Barbara Kozłowska z Politechniki Łódzkiej.
Konfliktów będzie więcej, o czym czytaj w serwisie Portalsamorzadowy.pl
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Spalarnie i drogie śmieci powodują konflikty między gminami