Cudów nie ma. Energetyka węglowa będzie wygaszana. W okresie przejściowym paliwem będzie mniej emisyjny gaz, a później, w latach życia naszych wnuków, w Europie będzie "zielona energetyka" - uważa prof. dr hab. inż. Janusz Lewandowski, profesor zwyczajny na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, prezes Instytutu Badań Stosowanych Politechniki Warszawskiej.
- Zdaniem prof. Janusza Lewandowskiego, inwestycje w polskiej energetyce napędza m.in. strach w przemyśle, że mogą się pojawić olbrzymie straty produkcji w przypadku braku energii elektrycznej, a także decyzja polityczna o odejściu od węgla.
- Uwzględniając ceny węgla, gazu i uprawnień do emisji, to wariant gazowy zaczyna być coraz tańszy. I dlatego nigdy wcześniej nie było w Polsce przygotowywanych tylu projektów bloków opalanych gazem!
- Widać też zamieszanie i wstrzymanie inwestycji w energetyce odnawialnej, ale... przy autostradach coraz częściej dostrzegamy, co w Niemczech jest normalne, kolektory słoneczne. Dlatego sądzę, że o ile w energetyce wiatrowej mamy zastój, to za moment ogniwa fotowoltaiczne zaczną być masowo instalowane, choć oczywiście zależy to od systemów wsparcia - dodaje profesor.
Czy inwestycje w energetyce można w jakiś sposób pogrupować?
- Należałoby przyjąć jakieś kryteria, bo tych grup jest dużo. Nowością są dwa elementy. Pierwszy to strach w przemyśle, że mogą się pojawić olbrzymie straty produkcji w przypadku braku energii elektrycznej, w wyniku utraty zasilania z systemu elektroenergetycznego. Widać, w różnej skali, inwestycje energetyczne prowadzone przez zakłady przemysłowe. W gospodarce planowej było to pewnym standardem, gdyż każdy duży zakład miał własną elektrociepłownię, która później była "niechcianym dzieckiem" i wiele z nich zostało zlikwidowanych lub przekształconych w komunalne.
Obecnie, zarówno wielkie przedsiębiorstwa, czego przykładem są dwie wielkie inwestycje parowo-gazowe PKN Orlen we Włocławku i w Płocku, jak i wiele małych rozpoczyna bądź analizuje zasadność budowy takiej inwestycji na własne potrzeby.
Pamiętajmy też o straszaku w postaci rosnącego kosztu energii elektrycznej, o czym się mówi. A producent energii na własne potrzeby ma inny rachunek kosztów w ekonomicznych analizach efektywności inwestycji. On wartość wytworzonej energii elektrycznej, inaczej niż zawodowy wytwórca, liczy nie po cenie sprzedaży, ale po kosztach unikniętych zakupów.
Drugi obszar związanym jest z decyzją polityczną, choć - moim zdaniem - za późno podjętą. Otóż minister energii publicznie poinformował, że ostatni, systemowy blok energetyczny zasilany węglem kamiennym zostanie wybudowany w Ostrołęce. Nie jestem pewien, że on powstanie, ale ta decyzja oznacza koniec pewnej epoki.
Czytaj także: Rusza budowa bloku 1000 MW w Elektrowni Ostrołęka C
Jednocześnie, widoczne jest oczekiwanie na rozpoczęcie funkcjonowania rynku mocy. Powstaje wiele bloków gazowych, a m.in. w Dolnej Odrze, Koninie, Adamowie i Łagiszy mówi się o ich budowie. Bo przy drożejących uprawnieniach do emisji CO2, jesteśmy bliscy odwrócenia się relacji kosztowych: skutkiem opalania bloków energetycznych gazem jest znacznie niższa, niż w efekcie spalania węgla, emisja gazów cieplarnianych, a więc potrzeba mniej uprawnień.
Uwzględniając ceny węgla, gazu i uprawnień do emisji, to wariant gazowy zaczyna być coraz tańszy. I dlatego nigdy wcześniej nie było w Polsce przygotowywanych tylu projektów bloków opalanych gazem!
Widać też zamieszanie i wstrzymanie inwestycji w energetyce odnawialnej, ale... przy autostradach coraz częściej dostrzegamy, co w Niemczech jest normalne, kolektory słoneczne. Dlatego sądzę, że o ile w energetyce wiatrowej mamy zastój, to za moment ogniwa fotowoltaiczne zaczną być masowo instalowane, choć oczywiście zależy to od systemów wsparcia.
Wracając do obaw zakładów przemysłowych, to czego one dotyczą: że padnie system elektroenergetyczny?
- To, jak powiedziałem, strach przed utratą zasilania, ale również przed rosnącymi cenami energii. Jednak jeśli nie będzie jakiegoś kataklizmu pogodowego, to przez najbliższe kilka lat sieci wytrzymają. Z drugiej strony, trudno ten horyzont czasowy dokładnie określić, bo mamy dwa elementy: nadmierne upolitycznienie producentów energii i problem bloków o mocy 200 MW: czy będą modernizowane czy znikną?
Bo jeśli popatrzmy na moce zainstalowane w dużych elektrowniach, to powstają nowe, duże bloki, a małe są zamykane i bilans wychodzi na zero. Nie oczekiwałbym skrajnych rozwiązań.
A czy opłaca się je modernizować?
- Tak. Niestety, o tym za mało się dyskutuje, a widać wyraźnie, że rola systemowych, wielkoblokowych elektrowni maleje. Blok o mocy 1000 MW o parametrach nadkrytycznych jest bardzo dobry gdy pracuje w podstawie, z pełnym obciążeniem, bo osiąga sprawność 45%. Ale gdy elektrownia zejdzie z obciążeniem do okolic minimum technicznego, mniej więcej do połowy, to sprawność spada do poziomu "360". Dlatego "200" są atrakcyjnymi narzędziami do regulacji mocy w systemie, dla którego krytyczne są dni świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy, w trakcie których występuje... minimalne zapotrzebowanie. Na przykład w trakcie tych ostatnich były godziny, w których dla jednostek wytwórczych centralnie sterownych pozostawało 5 tys. MW.
I Kozienice, dwa Opola, Bełchatów, Jaworzno i Ostrołęka się w nich "nie mieszczą"! To oczywiście trwa kilka-kilkanaście godzin, ale mamy wówczas problem z nadmiarem mocy w systemie. I dlatego zmodernizowane "200" są niezbędne.
Mówi Pan, że wiele firm buduje elektrociepłownie. Jakie jest pana zdanie odnośnie do kogeneracji?
- Relacje kosztowe wciąż są takie, że inwestor z własnych środków elektrociepłowni nie wybuduje, bo mu się to finansowo nie spina. Potrzebne są systemy wsparcia, których od wielu lat nie ma. Nie uruchomiono programów, które by spowodowały w setkach systemów ciepłowniczych przejście z kotłów WR na kogenerację. Dlatego w instalacjach wytwarzających ciepło dla celów komunalnych od wielu lat mamy regres. A obawiam się, że na tę wymianę może być już za późno.
Ale czy to ograniczenie kogeneracji nie wynika z lokalizacji dużych elektrowni, np. Kozienic, z dala od skupisk domów?
- To, że Kozienice mają własną elektrociepłownię i ciepło od nich rurami nie dociera do Swierż Górnych wynika z nie dogadania się miasta z inwestorem. Podobnie jest w Opolu.
I nie tylko. Ale już np. Gryfice są ogrzewane przez Dolną Odrę. Ostrołęka zlikwidowała elektrociepłownię i jest ogrzewana przez elektrownię. Czyli można.
Dlaczego budowa nowej jednostki kogeneracyjnej się nie spina?
- Przy obecnych cenach energii elektrycznej, w których wyraźnie widoczny jest wzrost opłat dystrybucyjnych i ciepła oraz kosztach wybudowania takiej instalacji, to zapewniająca uzyskanie odpowiedniego przychodu cena sprzedaży nie zostałaby zaakceptowana przez potencjalnych odbiorców. Pamiętajmy, że w Polsce jest ona relatywnie niska. A taka elektrociepłownia pracowałaby w roku 4-4,5 tys. godzin, więc inwestor miałby problem ze zwrotem poniesionych nakładów. Dlatego niezbędne jest wsparcie.
Wróćmy do OZE.
- Wyraźnie widać, że inwestycje, zwłaszcza w farmy wiatrowe, przyhamowały. Zmieniły się systemy wsparcia, choć - moim zdaniem - z punktu widzenia gospodarki system aukcyjny dla energetyki słonecznej i wiatrowej jest bardzo dobry.
A energetyka wodna? W przyjętych w 2016 r. przez Radę Ministrów "Założeniach do planów rozwoju śródlądowych dróg wodnych w Polsce na lata 2016-2020 z perspektywą do roku 2030" jest 8 elektrowni wodnych, które mogłyby zostać wybudowane wraz z Kaskadą Dolnej Wisły i produkowałyby 4153 GWh rocznie (3-4% krajowej produkcji energii).
- W Polsce nie ma rzek nadających się do wybudowania na nich dużych elektrowni wodnych. Generalnie jest mało wody, a rzeki mają relatywnie małe spadki. Może da się wybudować kilkaset MW w elektrowniach przepływowych, ale pamiętajmy o olbrzymich kosztach. Nie tylko finansowych, bo i społecznych - trzeba wywłaszczyć tysiące ludzi zamieszkujących teren przyszłej inwestycji - zbiornika.
Jak w takim razie ocenia Pan wpływ na krajowy system elektroenergetyczny działalność tzw. prosumentów, których przybywa, bo wiele nowych domków ma na dachach ogniwa fotowoltaiczne?
- Jestem w stanie sobie wyobrazić, że - w perspektywie wielu lat - zapotrzebowanie na energię elektryczną i ciepło w rozproszonych budynkach jednorodzinnych będzie pokrywać "autoprodukcja"! Choć jeszcze niedawno publicznie wypowiadałem, za co podpadłem wielu osobom, dość demagogiczne stwierdzenia, że się z tym totalnie nie zgadzam. Bo, jak piszą autorzy wielu książek, cywilizacja człowieka została zbudowana dzięki wprowadzonemu podziałowi pracy, który sprawił, że wiele produktów tworzonych jest taniej i lepiej.
A teraz mówi się: sam sobie wyprodukuję prąd. Wydawałoby się, że jest to bez sensu, ale przecież można sobie wyobrazić, że dom jednorodzinny będzie standardowo wyposażony w instalacje podnoszące i utrzymujące komfort termiczny mieszkańców oraz zasilające sprzęt, z którego korzystają.
Duże instalacje ogniw fotowoltaicznych budowane są też na ziemi, wśród bloków lub na ich dachach. Jednak, póki co, w przypadku bloku taniej jest kupić prąd i ciepło, niż produkować samemu. Z drugiej strony, w droższych hotelach, spa itd. montowane są instalacje zintegrowanych kolektorów słonecznych i ogniw fotowoltaicznych. Produkowanych też w Polsce, co z pewnością wpłynie na zwiększenie popytu.
Ponieważ prosumentów przybywa, więc niezbędna jest budowa jednostek regulacyjnych. Przykładem Niemcy, gdzie podczas zaćmienia słońca zapotrzebowanie w ciągu 15 min. wzrosło o 4 tys. MW! Odbiorcy nawet tego nie zauważyli, bo w gotowości były jednostki konwencjonalne, które wyrównały chwilowy niedobór energii.
Pomóc w tym mogą coraz bardziej dokładne prognozy pogody, bo wcześniej wiadomo, kiedy po kilku-kilkunastu upalnych, a więc nasłonecznionych dniach, przyjdzie zachmurzenie.
Została jeszcze energetyka jądrowa. Od lat działa budująca ją spółka i...
- Decyzja o budowie elektrowni jądrowej lub rezygnacji z niej jest decyzją polityczną. Natomiast mam wątpliwości czy jest potrzebna naszej gospodarce. Taka elektrownia to kilka tysięcy MW, które, wobec rozwoju energetyki rozproszonej, nie zmieszczą się w naszym systemie elektroenergetycznym.
A nie może służyć do regulacji mocy.
Ale nie emituje tyle zanieczyszczeń, co konwencjonalne elektrownie, a Unia straszy wzrostem kosztów uprawnień do emisji.
- Unia jest konsekwentna. Komisji Europejskiej nie udawało się dotychczas doprowadzić do wysokiej ceny za uprawnienia do emisji CO2, ale w ciągu ostatniego roku wzrosły już 3-krotnie. Czy stanieją? W dłuższym horyzoncie czasowym już nie i sadzę, że do 2020 r. ceny mogą dojść do 25-30 euro/t, co mocno uderzy w naszą energetykę.
Wracając do elektrowni jądrowej, to Ministerstwo Energii zapewnia, że do końca roku decyzja zostanie podjęta.
W takim razie jak Pan widzi przyszłość energetyki węglowej?
- Wspomniane małe elektrownie będą opalane gazem, bo uprawnienia do emisji drożeją i będą drożeć, więc inwestycja węglowa będzie nieopłacalna. Ale też gazowych wiele nie powstanie z braku dostępności do tego paliwa z powodu niedorozwoju sieci dystrybucyjnej gazu. Mówię o nowych, małych, bo na gaz przechodzą elektrownie Dolna Odra i Łaziska.
Oczywiście dziś jeszcze nie ma listy elektrowni przeznaczonych do likwidacji, ale jeśli Ostrołęka zostanie oddana do eksploatacji w 2022 r. lub w 2023 r., to dodajmy 30 lat i mamy drugą połowę XXI w. Sądzę, że do tego czasu problemy z magazynowaniem energii zostaną korzystnie rozwiązane.
Niemniej nie będzie gwałtownego wygaszania, bo to się nie uda. Niewykluczone, że w danym miejscu powstanie coś nowego, bo jest tam odpowiednia kadra, akceptacja społeczna, niezbędna infrastruktura przesyłowa.
Przykładem Elektrownia Adamów, w której zatrzymano opalany węglem blok 500 MW, ale trwają prace nad projektem budowy elektrowni gazowej. Projekt gazowy przygotowywany jest dla Konina, bo w okolicach Konina i Pątnowa zaczyna brakować dostępnego węgla, a ekolodzy obawiają się, że uruchomienie nowych odkrywek na tyle zdestabilizuje sytuacje wodną, że zagrożone może być nawet Jezioro Gopło.
KOMENTARZE (17)
Do artykułu: Koniec pewnej epoki. Pora na paliwo przyszłości