Minister infrastruktury poprosił premiera o zwolnienie urzędnika odpowiedzialnego za brak postępów w budowie dróg. Ale równie dobrze posadę może stracić sam minister.
Biuro prasowe rządu nabrało w tej sprawie wody w usta. - Nie informujemy o decyzjach, dopóki nie zostaną podjęte - ucina rzecznik rządu Agnieszka Liszka.
- Nic nie wiem o odwołaniu. Dotychczas minister Grabarczyk nie rozmawiał ze mną o takiej decyzji - powiedział "Gazecie Wyborczej" Janusz Koper, który szefem GDDKiA jest zaledwie trzy i pół miesiąca.
Minister Grabarczyk nie chciał komentować informacji Radia ZET. Jednak dobrze poinformowane źródło w ministerstwie potwierdziło "Gazecie", że szef resortu złożył taki wniosek. Jego uzasadnieniem ma być brak postępów we wdrażaniu rządowego programu budowy dróg krajowych. Na stronie internetowej GDDKiA na czerwono zaznaczono już ponad 40 projektów drogowych opóźnionych w stosunku do harmonogramu.
W czwartek skala kadrowych roszad nie była jeszcze przesądzona. - Premier może odwołać albo szefa GDDKiA, albo i samego ministra infrastruktury - powiedział rozmówca "Gazety" z resortu.
Według dobrze poinformowanej osoby ze środowiska drogowców, zmiany kadrowe w Dyrekcji tłumaczy się jako polityczne. - Janusz Koper był postrzegany jako człowiek z ekipy PiS - tłumaczy rozmówca "Gazety". Dodaje, że drogowcy spekulują o odwołaniu także dwóch wicedyrektorów GDDKiA - Jacka Bojarowicza, który za rządów PiS cieszył się poparciem Przemysława Gosiewskiego, oraz Waldemara Królikowskiego, który ponoć nie dogaduje się z odpowiedzialnym za drogi wiceministrem infrastruktury Zbigniewem Rapciakiem.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Drogi czeka kadrowe trzęsienie ziemi