Zamówienia publiczne: bezpiecznie, ale czy ekonomicznie?

Zamówienia publiczne: bezpiecznie, ale czy ekonomicznie?
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Rozmowa z dr. Włodzimierzem DZIERŻANOWSKIM, ekspertem rynku zamówień publicznych, prezesem zarządu Grupy Doradczej Sienna.

Panie Prezesie, sytuacja ekonomiczna sektora usług budowlanych jest specyficzna. Nie da się jej rozpatrywać tak, jak przemysłu i wszelkich innych dziedzin gospodarki. Zacznijmy od wewnętrznych czynników, które decydują o kondycji firm budowlanych.

- Na podstawie własnej praktyki mogę mówić tylko o tej części sektora budowlanego, która jest nastawiona na publicznego klienta, a więc przede wszystkim o tych, którzy wykonują zamówienia publiczne. Na tym rynku są dwie różnice między sektorem budowlanym a innymi: różnica oczywista wynika ze specyfiki klimatycznej, chociaż ostatnio nie możemy specjalnie narzekać na klimat. Ale i w takich warunkach znam firmę, która wystąpiła z roszczeniem do klienta o przedłużenie terminu realizacji ze względu na dziesięć mroźnych dni w styczniu. Budownictwo od lat powinno nawyknąć do liczenia się z takimi okolicznościami. Druga specyficzna trudność to bardzo poważne uzależnienie na rynku publicznym od cykli finansowych, w których te inwestycje są realizowane. Te cykle kończą się o 1-1,5 roku przed końcem perspektywy finansowej UE i powstaje długotrwała luka. Dofinansowanie z poprzedniej perspektywy kończy się, następne jeszcze się nie zaczyna. Chcąc przetrwać na rynku chwytają się pewnych drastycznych ruchów.

Zwalniają ludzi; wszelkie obliczenia wskazują, że w naszym budownictwie ciągle jest niska produktywność, tzn. liczba zatrudnionych w stosunku do wartości produkcji jest znacznie większa niż w krajach ościennych.

- Trudno tak generalizować, bo nasze firmy mają zróżnicowane oblicza. Są firmy dobrze wyposażone w środki techniczne, niczym się nie różniące od standardów zachodnich, ale są też firmy oparte na łopacie i taczce. Są mało efektywne i zatrudniają osoby o bardzo niskich kwalifikacjach. To zjawisko utrzymuje się od wielu lat.

Ale mimo niskiego poziomu kształcenia w szkołach budowlanych jednak firmy zagraniczne oferujące rozwiązania systemowe prowadziły i prowadzą własne szkolenia.

- Dlatego poziom ogólny przygotowania kadry raczej się poprawia niż pogarsza, ale wyrównanie do poziomu europejskiego, usunięcie szkodliwych zaszłości wymaga czasu. Słabą efektywność budownictwa moim zdaniem trochę nakręca polityka minimalizacji kosztów ze strony inwestora publicznego. Sprowadza się ona do tego, że za zaproponowaną cenę wykonawca nie jest w stanie w sposób racjonalny, rozsądny wykonać tego, do czego się zobowiązał więc powierza to na karkołomnych warunkach podwykonawcy, a ten - dalszemu podwykonawcy itd., a na końcu tego łańcucha pojawia się firma, która ma traktor, koparkę i nic więcej, i pracuje na czarno dla ostatniego ogniwa. Jakość tej pracy zarówno z powodów sprzętowych, organizacyjnych jak i z powodu słabego przepływu informacji nie może być taka, jakiej oczekuje klient.

Jeżeli firmę budowlaną podzielimy na część logistyczną (tzn. zarząd, służby finansowe itd.) i techniczną, to jakby Pan ocenił sprawność działania tych części i ich wpływ na kondycję ekonomiczną?

- Część logistyczna działa tym lepiej im częściej klient publiczny jest klientem konkretnego wykonawcy. Wykształcają się odpowiednie procedury wewnętrzne, firma się uczy. Mam wrażenie, że na rynku budowlanym, który jest bardzo duży, jeżeli chodzi o liczbę wykonawców, panuje mniejsza skłonność do pewnych nieformalnych uzgodnień, które powodowałyby uzyskiwanie zamówienia nie dlatego, że ktoś jest dobry i solidny, ale dlatego, że się dogaduje z kolegami z konkurencji. Pamiętamy aferę zmowy przetargowej (prawdziwą lub domniemaną) przy budowie kilku odcinków dróg, ale to raczej nie jest wierzchołek góry lodowej, lecz "wypadek przy pracy". Największe firmy mają bardzo dobrą (o ile nie za dobrą) tę część logistyczną. "Za dobrą" dlatego, że czasami udaje im się zakontraktować znacznie więcej niż są w stanie wykonać. Pojawiają się też firmy zagraniczne, które nie mogą znaleźć zleceń na własnym rynku, dobrze zorganizowane, które mają świetne biura, prawników, specjalistów od przetargów, które uzyskują kontrakty, lecz nie posiadają własnego wykonawstwa. To zjawisko nie tyko się utrzymuje, lecz może nawet nasila; kryzys inwestycyjny na rynku hiszpańskim, portugalskim czy greckim sprawia, że szukają zatrudnienia u nas.

Ale trudno się dziwić, że firmy zagraniczne wkraczają na roboty w takich technologiach, w jakich krajowe nie mają jeszcze bogatszych doświadczeń, jak np. na drugiej linii metra.

- Dopóki się to dzieje w ramach konsorcjów, to wszystko jest w porządku, ale bywa i tak, że firma występuje samodzielnie, nie mając własnych sił wykonawczych, zdobywa kontrakt i musi go komuś zlecić. Szuka więc gorączkowo podwykonawców, a to się jak wiadomo kończy różnie, czego dowodzi przykład "chińskiej" porażki przy budowie autostrady A2.

Poszczególne służby firmy budowlanej działają chyba w nieco trudniejszych warunkach niż firmy przemysłowe. Muszą się liczyć z ciągłą zmiennością sytuacji.

- Jeżeli mówimy o zarządach dużych firm, to specjalnej różnicy z przemysłem bym się nie doszukiwał. W bezpośrednim wykonawstwie oczywiście jest trudniej od strony organizacyjnej. Trudno tu jednak o zdecydowane oceny ogólne. Mam wrażenie, że pod względem jakości obsługi prawnej mamy wyraźną granicę podziału: bardzo dobra obsługa w dużych firmach i zupełny brak obsługi w mniejszych. Małe i średnie firmy w budownictwie działają kierując się intuicją i zdrowym rozsądkiem. Wiele zależy od własnych umiejętności menadżera. Jest on od strony technicznej i organizacyjnej na ogół dobry, od strony prawnej natomiast nie jest na ogół przygotowany wystarczająco. Może to doprowadzić nawet do upadłości.

W jaki sposób te dwie kategorie mogą znaleźć wspólny język, sprawnie współpracować?

- To rzeczywiście jest problem, a poza tym, niezależnie czy te firmy między sobą współpracują, każda z nich działa dla innego klienta. Duży zleceniobiorca najczęściej poradzi sobie z najczęściej sprawnym pod względem organizacyjnym inwestorem sektora publicznego. Mały przedsiębiorca działa pod dyktatem zleceniodawcy czy inwestora, musi sobie radzić sam ze zmiennymi warunkami. Pozostaje sam na sam z problemami, które wynikają nie tyle z arogancji inwestora, co z nieprzemyślanego działania państwa, które poprzez nadmierną ochronę własnego interesu doprowadza przedsiębiorcę do poważnych kłopotów. Tak więc małe firmy, które działają w zaufaniu do państwa, a nie mają wystarczających kompetencji, mogą tracić.

Duże jednak też nie wykorzystują szansy rozwoju, tak jak to miało miejsce w innych państwach europejskich. Przyczyny upatruje się w tym, że pozostały tam często kadry z innej epoki, nieprzygotowane do nowoczesnych standardów.

- Ale jednak zarabiają pieniądze, jednak potrafią wygrywać z konkurencją zagraniczną, także z dużymi konsorcjami. Trudno powiedzieć, że zostały tam "peerelowskie złogi". Największe firmy są własnością kapitału zagranicznego, ale kadra menadżerska przynajmniej w połowie jest polska. To są na ogół dobrze przygotowani ludzie. Właściciel wspiera ich w codziennych działaniach, dopóki nie ma poważniejszych kłopotów u siebie i nie zależy mu na transferze kapitałowym ze spółki zależnej w Polsce. To było widoczne zwłaszcza w latach 2008-2009, kiedy rozpoczął się kryzys inwestycyjny i dało się zaobserwować osuwanie się tych największych firm zwłaszcza z udziałem hiszpańskim po równi pochyłej.

Czy ten proces już się zakończył?

- Mam wrażenie, że tak. Mówiąc w dużym uproszczeniu: to co musiało upaść, już upadło. To, co przetrwało, rozwija się dzięki wewnętrznemu doskonaleniu.

Kiedyś wytykano firmom budowlanym nadmierne marże. Konkurencja nie wpływała specjalnie na ich ograniczanie.

- Marże są tajemnicą przedsiębiorstwa i nikt tak ostatecznie się nie przyzna, jaką naprawdę ma marżę. Ja w swojej praktyce nie zaglądam do sprawozdań finansowych klientów. Ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że ruch cen na rynku budowlanym od kilku lat zmierza w kierunku odwrotnym do inflacji. Ceny raczej spadają. Trudno przyjąć, że spadają tylko dlatego, że spadają ceny materiałów budowlanych, a marże pozostają bez zmian. One też spadają. To się zatrzyma wtedy, kiedy zmieni się koniunktura, tzn. firmy będą więcej kontraktować niż kończyć. Dziś na rynku publicznym sytuacja jest taka, że więcej inwestycji jest w fazie trwania i zakończenia niż w fazie nowego kontraktowania. Kiedy się to odwróci, będzie więcej optymizmu.

Czy można wiązać nadzieję na usprawnienie i optymalizację inwestycji z nowymi metodami planowania i projektowania jak BIM? W niektórych państwach podobno doprowadziły np. do ograniczenia robót dodatkowych z 20% do kilku procent.

- Myślę, ż takiego efektu nikt jeszcze nie udowodnił. Mam podejrzenie, że rozgłos wokół takich metod jest wynikiem nasilonego lobbingu firm, które specjalizują się w systemach informatycznych. Tak znacząco pozytywnych efektów nie spotkałem.

Ale wygląda na to, że dzieło, jakim jest dokumentacja techniczna obiektu nie podlega u nas żadnej krytyce. Pomysły i koncepcje projektantów przyjmuje się bez względu na koszty, jakie mogą one generować.

- Problemem jest nie tyle cena, wybór drogiego wariantu, co pewna staranność, z jaką powinien być sporządzany projekt. Bardzo wiele projektów ma uchybienia. Sektor publiczny nie wykształcił w sobie zwyczaju weryfikacji projektu przez dodatkowych specjalistów. Taki projekt, z niedoróbkami, staje się podstawą wyboru wykonawcy i powoduje komplikacje w fazie realizacji. Zaczyna się dyskusja, kto powinien ponosić odpowiedzialność za wzrost kosztów wynikły z błędów.

Nie miałem na myśli błędów, lecz szczególne "rozpasanie" projektanckie; niektóre obiekty mogłyby być po prostu o połowę tańsze.

- Mam wrażenie, że tolerancja w sektorze publicznym wobec zwiększonych kosztów bierze się głównie z tego myślenia, by za bardzo nie oszczędzać. Zróbmy lepiej, ładniej, efektowniej, bo i tak otrzymamy do tego dotację.

Jednym ze sposobów obniżania kosztów jest zastosowanie nowych technologii, czy też własnych innowacji. Ale wypracowanie innowacyjnego rozwiązania też jest inwestycją. Czy firmy wykonawcze w ogóle są w stania akumulować środki na innowacje techniczne czy organizacyjne?

- Przede wszystkim firmy nie mają motywacji i dopingu do takich działań. Na budowlanym rynku publicznym nikt nie stawia na innowacyjność rozwiązań. W przeciwieństwie zresztą do innych rynków, np. informatycznego, gdzie innowacyjne koncepcje są wręcz oczekiwane. Inwestor w budownictwie chce mieć projekt wykonany typowo, standardowo, dokładnie. Nie zakłada się, że wykonawca zaproponuje własne rozwiązania problemów technicznych. Trzeba tu rozróżnić innowacyjność technologii, która jest sprawą wewnętrzną wykonawcy i innowacyjność samych rozwiązań, na której zyskuje klient. A klient nie ma świadomości, że można sięgnąć po coś lepszego, nie motywuje do tego. Gdyby rozważył koszty wieloletniej eksploatacji obiektu, może byłby bardziej skłonny do wymuszania rozwiązań innowacyjnych, wygodniejszych w eksploatacji, bardziej trwałych itd.

Być może inwestor publiczny ma zbyt słabe lub niekompletne służby, które formułują warunki zamówienia?

- To jest trudne pytanie. Sądzę, że jednym z bardziej istotnych czynników zachowawczego precyzowania specyfikacji jest po prostu obawa przed kontrolą. Kiedy wykonujemy coś standardowo, w sposób jaki został wielokrotnie sprawdzony i akceptowany, jesteśmy bezpieczni. Służb kontrolnych jest u nas więcej niż się wydaje. Tam, gdzie wchodzą środki europejskie dochodzi obawa przed kontrolą instytucji wdrażającej, bo ta instytucja ma w ręku niebezpieczny instrument tzw. korekty finansowej. Jeżeli coś jest wykonane niedokładnie zgodnie z regułami przetargu, to obniża się poziom dofinansowania. Jeżeli inwestycja jest warta np. 1 mld zł, a korekta finansowa może wynieść 10%, to takiego ryzyka nikt nie weźmie na swoje barki.

Podsumowując, z tego, co Pan powiedział wynika, że nie działa zbyt wiele czynników, które by optymalizowały proces inwestycyjny.

- Proces ten nie jest ukierunkowany na prorozwojowe elementy, raczej przeciwnie - na jego bardzo asekurancko rozumiane bezpieczeństwo. A to są priorytety, które często nie dają się pogodzić.

Czy możemy liczyć na wsparcie ze strony przemysłu materiałów budowlanych, który ma ciągle nowe propozycje i niejako wymusza nowe koncepcje na budowie?

- Z pewnością, ale rynek publiczny działa tu z pewnym opóźnieniem. Nie stawia od razu na najbardziej zaawansowane i nowoczesne materiały, tylko jest o krok za rynkiem prywatnym, kiedy produkt staje się już relatywnie powszechny. Takie jest moje subiektywne odczucie. Być może wymagałoby weryfikacji poprzez konkretne analizy. Są zresztą sytuacje, kiedy taka reguła nie działa na pewno; np. sądzę, że w zakresie parametrów cieplnych, energetycznego zapotrzebowania obiektów, sektor publiczny nie ustępuje prywatnemu.

Gdy spojrzymy nieco w przyszłość, to jak Pan ocenia perspektywy ekonomiczne tego sektora?

- Perspektywy są dobre; w nowym rozdaniu będą miliardy euro do wzięcia na inwestycje budowlane. Doszliśmy też do takiego momentu, kiedy musi nastąpić znaczące zwiększenia inwestycji w sektorze energetycznym. A tu są kontrakty miliardowe. Wielcy gracze, koncentrując się na tych przedsięwzięciach pozostawiają nico więcej pola drobniejszej konkurencji. W ten sposób i ona zyskuje. Inwestycje punktowe w energetyce są znacznie wygodniejsze dla firmy budowlanej. W infrastrukturze taka firma, budująca w systemie "zaprojektuj i zbuduj" musi się zmagać z całą masą problemów własności gruntów, ekologii itd. W inwestycjach energetycznych również na pierwszym planie jest oddziaływanie na środowisko, ale tym się martwi część technologiczna konsorcjum, czyli firma instalująca kotły i inne instalacje.

Dziękujemy za rozmowę.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Zamówienia publiczne: bezpiecznie, ale czy ekonomicznie?

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!