Przed sądem apelacyjnym zakończyło się w czwartek postępowanie odwoławcze w procesie dotyczącym przerwanej budowy stadionu miejskiego w Białymstoku. Sąd pierwszej instancji zasądził miastu od wykonawcy blisko 37,5 mln zł kar umownych i odszkodowania.
Wcześniej zdecydował o oddaleniu wniosków dowodowych strony pozwanej (m.in. o przesłuchanie dodatkowych świadków i powołanie kolejnych biegłych), ale dołączył do akt sprawy dokumenty złożone przez pełnomocników miasta, a dotyczące wysokości poniesionej szkody.
Trwający od kilku lat proces cywilny związany jest z tym, że w połowie 2011 r. miasto wypowiedziało - z powodu opóźnienia - umowę pierwszemu wykonawcy stadionu, polsko-francuskiemu konsorcjum spółek Eiffage Budownictwo Mitex i Eiffage Construction.
Samorząd domaga się od niego przed sądem blisko 137 mln zł, w tym różnicy w cenie, którą musiał zapłacić kolejnemu wykonawcy za dokończenie budowy (od sierpnia 2014 r. obiekt jest już w całości użytkowany - PAP).
Pozwane konsorcjum chce nie tylko oddalenia powództwa, ale też w pozwie wzajemnym domaga się od miasta w sumie ponad 30 mln zł. Chodzi o 15,7 mln zł kar umownych z odsetkami; 1,1 mln zł z odsetkami za zabezpieczenie prac już wykonanych, a także 16,4 mln zł z odsetkami jako różnicę między wartością prac wykonanych a tym, co zapłacił mu inwestor.
Sąd okręgowy uznał, biorąc pod uwagę zebrany w procesie materiał dowodowy, w tym opinie biegłych, że miasto skutecznie odstąpiło od umowy z wykonawcą w sytuacji, gdy nie było szans, by budowa (podzielona na dwa etapy) została zakończona w terminie.
I na początku stycznia zasądził miastu 13 mln zł z tytułu kar umownych, a także część kwoty odszkodowania - w sumie blisko 37,5 mln zł. Całe żądanie odszkodowania sięgało 124 mln zł, główną jego część (100 mln zł) stanowiła różnica w cenach z obu przetargów.
Sąd zasądził wówczas tzw. wymagalną część tego roszczenia, czyli 23,5 mln zł, które miasto zapłaciło już wykonawcy wybranemu w drugim przetargu. Zasądził też pieniądze np. za konieczność aktualizacji projektu stadionu przed drugim przetargiem czy za koszt inwentaryzacji przerwanej budowy.
Jednocześnie w całości oddalił powództwo wzajemne złożone przez wykonawcę.
Apelacje złożyły obie strony. Pozwane firmy chcą oddalenia żądań miasta w całości i uwzględnienia ich powództwa wzajemnego. Jeden z pełnomocników Eiffage, mec. Krzysztof Rastawicki w swym wystąpieniu przed sądem kwestionował m.in. wysokość szkody i sposób jej obliczenia.
Mówił, że za taką szkodę można by uznać pieniądze wydane ponad kwotę, która wynikała z umowy z tym konsorcjum. A, w jego ocenie, miasto nigdy takiej kwoty nie wydało bo "przestało być inwestorem".
Chodzi o to, że w czasie realizacji umowy z drugim wykonawcą, wybranym w nowym przetargu, samorząd powołał spółkę celową prowadzącą nadal inwestycję i zarządzającą obecnie stadionem.
"Która (spółka - PAP) jest oddzielnym podmiotem prawnym i nie jest stroną tego procesu" - mówił. W jego ocenie, miasto więc z jednej strony chciało poprawić sytuację swego budżetu powołując spółkę, do której zobowiązania związane z inwestycją zostały przesunięte, ale jednocześnie przed sądem w procesie cywilnym przedstawia je jako swoje i żąda naprawienia szkody.
"Wynika to z pewnego rodzaju inżynierii księgowej, jakiej miasto się dopuściło, ale ta inżynieria ma swoje konsekwencje. Konsekwencją tego jest założenie całkowicie nowego podmiotu prawnego i ten podmiot prawny od 2012 roku płaci za stadion" - mówił mec. Rastawicki.
Pytał też, czy "typowym skutkiem" ogłoszenia nowego przetargu jest wyższa cena, odnosząc się do tego, iż miasto domaga się zasądzenia mu różnicy w cenach z obu przetargów. Kwestionował też zasądzenie przez sąd pierwszej instancji kar umownych obok odszkodowania.
Pełnomocnicy miasta odpierali te argumenty - ich wnioski apelacyjne, to uwzględnienie przez sąd odwoławczy żądań w całości, zwłaszcza że od czasu wyroku w pierwszej instancji firmie, która dokończyła stadion, trzeba było zapłacić pełną sumę.
"Nie ma w Polsce prywatnych stadionów, na stadionach nikt nie zarabia. A sport i rekreacja, to są zadania własne gmin" - mówił mec. Rafał Grochowski uzasadniając, dlaczego to miasto doznało szkody.
Wyjaśniał, że gmina może zadanie własne powierzyć swojej spółce (ma w niej 100 proc. udziałów) i tak było w tym przypadku. Argumentował, że miasto może występować o pełne odszkodowanie, bo to ono jest zobowiązane do regulowania należności, a bank ma bezpośrednie roszczenie do gminy.
Pełnomocnicy miasta przywoływali m.in. orzecznictwo Sądu Najwyższego dotyczące zakresu obowiązku naprawienia szkody obejmującego także - jak argumentowali - ewentualną różnicę między wysokością wynagrodzeń dla poszczególnych wykonawców robót budowlanych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wkrótce wyrok w procesie ws. stadionu w Białymstoku