Polska potrzebuje nowych dróg, linii kolejowych czy elektrowni. Gdzie znaleźć na to pieniądze? A gdyby tak do modernizacji infrastruktury i wspierania wzrostu gospodarczego aktywniej włączyły się otwarte fundusze emerytalne?
Ile mniej? Jeszcze nie wiadomo. Owszem, są jeszcze banki komercyjne. Ale zaraz też będą miały związane ręce. Skrępuje je pakiet regulacji - tzw. Bazylea III. W uproszczeniu chodzi o to, że jeśli bank chce udzielić kredytu na 5 lat, to na taki sam okres musi mieć pokrycie w lokatach. Problem w tym, że klienci nie chcą powierzać pieniędzy instytucjom finansowym na tak długi czas. - To sprawia, że zaczyna brakować banków w Europie, które mogłyby finansować projekty infrastrukturalne na 15 czy 20 lat - mówi "Gazecie" Bartłomiej Dmitruk, dyrektor zarządzający w Espirito Santo Investment Bank. Jego zdaniem już z finansowaniem na okres powyżej 10 lat zaczyna być w Polsce problem, w przyszłości może być jeszcze gorzej.
Kto więc, jeśli nie banki? - Naszym zdaniem mogłyby to z powodzeniem robić otwarte fundusze emerytalne - mówi Dmitruk.
Przyszli emeryci powierzyli OFE już 233 mld zł. Dla porównania do końca zeszłego roku rząd wydał na program budowy i modernizacji dróg 74 mld zł.
OFE inwestują głównie w obligacje skarbowe (aż 126 mld zł) czy akcje giełdowych spółek. Od dwóch lat mogą inwestować też w obligacje drogowe emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Ciągle niewielką część ich inwestycji stanowią obligacje samorządowe.
- Część środków odłożonych w OFE można przeznaczyć na przedsięwzięcia prorozwojowe, które stwarzałyby solidne fundamenty do szybszego wzrostu gospodarczego kraju - mówi Robert Garnczarek, prezes powszechnego towarzystwa emerytalnego AXA. - Dzięki temu państwo w dość komfortowy sposób mogłoby przekierowywać środki finansowe na inne obszary ocenione jako strategiczne - dodaje.
W ciągu dziesięciu lat w OFE może być już 500 mld zł. Zakładając, że połowa z nich będzie zainwestowana na giełdzie, jedna czwarta w obligacje skarbowe, zostaje 125 mld zł na inwestycje w gospodarkę.
W co mogłyby inwestować? - Na pewno w infrastrukturę, drogi, lotniska, przesył i produkcję energii. Być może telekomunikację, dostępność internetu, sektor medyczny - wymienia Garnczarek.
Dmitruk podaje przykład możliwego projektu. Chodzi o budowę nowego mostu we Wrocławiu. Finansowanie projektu jest oparte na umowie partnerstwa publiczno-prywatnego. - Powoływana jest spółka celowa. Zadaniem strony prywatnej jest wybudowanie i utrzymanie mostu przez określony czas, np.15-20 lat - opowiada. W zamian spółka celowa ma otrzymywać co roku opłatę od samorządu za dostępność mostu. Opłata ta jest też źródłem spłaty finansowania projektu i ma zapewnić odpowiedni zwrot partnerowi prywatnemu. - Można sobie wyobrazić obligacje wyemitowane przez spółkę obsługującą most, które mogą być dla OFE atrakcyjną alternatywą dla obligacji skarbu państwa. Ich ryzyko byłoby zbliżone do ryzyka kredytowego Wrocławia - dodaje Dmitruk.
Podobne rozwiązania są stosowane w wielu innych krajach, m.in. w Portugalii, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii.
A potrzeby inwestycyjne polskich miast są ogromne. Jak oszacowała w marcu firma doradcza PwC, do 2035 roku Warszawa na inwestycje będzie potrzebowała aż 313 mld zł! Najwięcej z tego pochłoną wydatki mieszkaniowe, ale aż 75,7 mld zł inwestycje transportowe. W przypadku Krakowa suma potrzebnych inwestycji do 2035 roku sięga 137 mld zł, a Wrocławia - 111 mld zł.
Na razie jednak z dużymi inwestycjami w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego jest problem. Rząd i samorządy mają ustalony limit zadłużania się. W przypadku samorządów wynosi on 60 proc. dochodów. - Sęk w tym, by coroczna opłata przekazywana przez samorząd partnerowi prywatnemu w ramach projektu PPP (tzw. opłata za dostępność) nie była traktowana jako dług w budżecie samorządu. Bo wtedy wiele miast nie będzie w stanie przeprowadzać dużych projektów inwestycyjnych - uważa Dmitruk.
To, czy zobowiązania wynikające z danego projektu realizowanego w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego wliczają się do długu publicznego, czy nie, wynika z decyzji Eurostatu z 2004 roku. Nie wliczają się, jeśli większe ryzyko w realizacji i dalszym funkcjonowaniu projektu weźmie na siebie partner prywatny. Tylko że w polskich przepisach nie jest to dobrze sprecyzowane i doliczenie lub niedoliczenie zobowiązań wynikających z umowy PPP często zależy od urzędnika.
- W celu zaliczenia określonych zobowiązań finansowych do długu danej jednostki konieczna jest analiza konkretnej umowy PPP. Zatem trudno stwierdzić, czy takie umowy PPP mają wpływ na poziom długu i w jakiej części wynikające z nich opłaty powinny być wliczane do długu danej jednostki - podkreśla rzeczniczka resortu finansów Małgorzata Brzoza.
Strach, że projekt PPP formalnie zwiększy dług publiczny, może powstrzymywać np. samorządy przed inwestycjami. Problem chce wyeliminować wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Chce tak zmienić ustawę o finansach publicznych, by było jasne, które projekty zwiększają dług, a które nie. - Liczymy, że ta zmiana przyczyni się do rozwoju PPP w Polsce - mówi "Gazecie" wiceminister gospodarki Mariusz Haładyj.