System zamówień publicznych w Polsce jest jednym z najlepszych w Unii Europejskiej - dowodzi Urząd Zamówień Publicznych (UZP). Jednak nasi przedsiębiorcy mogą mieć zupełnie inne zdanie na ten temat.
Jednak w raporcie Komisji (,,Evaluation Report Impact and Effectiveness of EU Public Procurement Legislation") znalazło się jeszcze wyjaśnienie, o którym UZP nie wspomina. Mianowicie, że przetargi rozstrzygane są najszybciej tam, gdzie jedynym kryterium wyboru najkorzystniejszej oferty jest cena. Potwierdzają to zresztą dane UZP, z których wynika, że w ubiegłym roku cena była jedynym kryterium w 95 proc. przetargów budowlanych! Sęk w tym, że Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" ocenia, że jest to "wielkim mankamentem" systemu zamówień publicznych w naszym kraju. Efektem takiego stanu jest m.in. wpadka Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Do budowy fragmentu autostrady A2 wybrała ona chińskiego wykonawcę, który zaoferował cenę o połowę niższą od zapisanej w kosztorysie. Okazało się, że Chińczycy nie są w stanie zrealizować tego kontraktu. Grozi to tym, że autostrada nie będzie gotowa na Euro 2012, a jej koszt wzrośnie.
A jak z tym problemem radzą sobie inne kraje UE? Komisja Europejska informuje, że w blisko 70 proc. przetargów czynnikiem najważniejszym jest nie najniższa cena, ale to, czy dana oferta jest najbardziej korzystna. Pod uwagę brany jest jej koszt finalny, czyli uwzględniający także m.in. późniejszą eksploatację.
KE zwraca uwagę, że sposób, w jaki przeprowadza się przetargi, ma wpływ np. na ochronę środowiska czy politykę społeczną. Jak tutaj wypada Polska? Trzymamy się minimum unijnych wymagań, ale nic ponadto. Tymczasem np. w Szwecji przy wyborze najkorzystniejszej oferty uwzględnia się, oprócz kosztów eksploatacji, także wpływ na środowisko czy rodzaj zastosowanych technologii.
W raporcie KE nasz system zamówień publicznych wypada dobrze także, jeśli chodzi o ochronę prawną firm uczestniczących w przetargach. "Polski system ochrony prawnej został wskazany jako jeden z systemów z najkrótszym czasem trwania procedur odwoławczych oraz system z najniższymi kosztami związanymi z korzystaniem ze środków ochrony prawnej" - chwali się UZP. Np. Krajowa Izba Odwoławcza ma na rozpatrzenie wniesionego odwołania 15 dni. We Włoszech może to potrwać nawet półtora roku. Ponadto w wielu krajach Unii odwoływanie się od wyników przetargów jest utrudnione ze względu na zbyt wysokie koszty depozytów, opłat administracyjnych czy obsługi prawnej.
Jednak i w tym przypadku nasi przedsiębiorcy mogliby dodać do tej beczki miodu łyżkę dziegciu. Ostatnio oburzali się na nowelizację Prawa zamówień publicznych. Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" i Pracodawcy RP mówią jednym głosem: nowela pozwala zamawiającym wykluczyć firmy z rynku pod byle pretekstem. Takie wykluczenie może być konsekwencją zerwania umowy przez zamawiającego. Przy czym o winie wykonawcy może przesądzić sam zamawiający, będąc sędzią we własnej sprawie.
Czym posłowie uzasadnili taką zmianę przepisów? Twierdzili, że wskutek długotrwałych postępowań sądowych nierzetelni przedsiębiorcy działają na rynku, narażając na kłopoty kolejnych zamawiających.
Niewykluczone, że forsowane przez ostatnie dwa rządy radykalne uproszczenie przepisów przetargowych mogło osłabić zaufanie do systemu zamówień. Może o tym świadczyć niski na tle innych krajów Unii tzw. wskaźnik konkurencyjności. U nas średnio na przetarg wpływało zaledwie 3,1 oferty. To znacznie poniżej unijnej średniej, która wynosi 5,4. UZP uspokaja jednak w swoim opracowaniu, że niższa liczba ofert jest charakterystyczna dla tzw. nowych państw członkowskich UE.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Przetargi pod lupą Komisji Europejskiej