Polskie budownictwo wpadło w spiralę śmierci

Polskie budownictwo wpadło w spiralę śmierci
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

W trudnych czasach dla polskiego budownictwa spółki szukają pomysłów na to, aby zabezpieczyć swoją przyszłość. Z drugiej strony przedstawiciele branży podkreślają, że bez zmiany zasad gry i przestrzegania elementarnej etyki w biznesie budownictwu trudno będzie wydostać się ze swoistej spirali śmierci, w której się znalazło.

O kondycji polskiego budownictwa mówiono podczas dyskusji zatytułowanej „Sektor budowlany w Polsce”, która odbyła się w ramach V Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Jednym z najlepszych mierników obecnej koniunktury w branży są dane dotyczące sprzedaży jednego z podstawowych materiałów budowlanych, czyli cementu. Andrzej Balcerek, prezes Górażdże Cement, podkreślił, że w ciągu pierwszych czterech miesięcy 2013 r. sprzedano 2,8 mln ton cementu, co oznacza spadek o ponad 31 proc.

Zdaniem Balcerka, 2013 r. będzie bardzo trudny dla branży i poziom sprzedaży nie przekroczy 14,5 mln ton przy zdolnościach produkcyjnych polskich cementowni przekraczających 22 mln ton rocznie. Dla porównania w 2012 r. sprzedaż wyniosła 15,8 mln ton, a w 2011 r. było to niemal 19 mln ton.

Balcerek zaznaczył, że nawet w czasach największej koniunktury przemysł cementowy nie osiągał wysokich marż. Dodał, że w ostatnich latach koszty energii elektrycznej oraz cieplnej wzrosły po ok. 30 proc., podczas gdy cena samego cementu spadła o ok. 6 proc.

Prezes wskazał także, że obecnie średnie marże na sprzedaży cementu w Europie kształtują się na poziomie ok. 2,5 proc. W takiej sytuacji przemysł cementowy nie jawi się jako atrakcyjny sektor pod kątem inwestycji kapitału.

Balcerek podkreślił jednak, że długoterminowo zużycie cementu w Polsce znów powinno zacząć wzrastać, gdyż potrzeby związane z rozwojem infrastruktury transportowej i energetycznej, a także budownictwem mieszkaniowym wciąż pozostają ogromne.

Co ciekawe, nawet w szczycie boomu budowlanego, który przypadł na 2011 r., zużycie cementu w Polsce znacząco odbiegało o europejskiej średniej. Prezes Balcerek wskazał, że wówczas wynosiło ono w Polsce ok. 500 kg na mieszkańca wobec ok. 1000 kg w całej Europie.

Zaznaczył też, że średnie zużycie cementu na mieszkańca w krajach, które znajdują się w fazie rozwoju, powinno wynosić 500-800 kg. Tymczasem Polska tylko chwilowo otarła się o dolną granicę tego poziomu. Realizacja koniecznych w Polsce inwestycji powinna ponownie podnieść zużycie cementu - co najmniej do poziomu 500-600 kg na osobę.

Najwięcej ożywienia w sektor budowlany mogą tchnąć oczywiście inwestycje drogowe. Lech Witecki, p.o. szefa GDDKiA, zapowiedział, że w tym roku Dyrekcja zamierza ogłosić ponad 50 przetargów w ramach nowego budżetu unijnego na lata 2014-2020.

Postępowania obejmą odcinki dróg potrzebne do domknięcia podstawowego szkieletu autostrad i tras ekspresowych, a ich wartość wynosie ok. 30 mld zł.

Witecki wskazał, że GDDKiA nie zamierza wprowadzać nowych obostrzeń, które ograniczyłyby wykonawcom dostęp do przetargów. Dodał, że w warunkach wolnego rynku to właśnie rynek w największej mierze dokonuje weryfikacji wykonawców, w czym istotną rolę zaczynają odgrywać także instytucje finansowe, u których muszą oni pozyskać gwarancje oraz kapitał.

Szef GDDKiA podkreślił natomiast, że w nowych kontraktach Dyrekcja wprowadza zaliczki na poziomie 10 proc. oraz przyspiesza terminy płatności. Nowe zlecenia mają też obejmować mniejsze odcinki dróg. Te elementy mają spowodować, że inwestycje będą realizowane sprawniej i przy lepszej płynności finansowej wykonawców.

Spadek koniunktury w drogownictwie mocno odczuł Budimex. Dariusz Blocher, prezes spółki, podkreślił, że Budimex w rekordowym pod względem nakładów na drogi 2011 r. aż 42 proc. przychodów miał z kontraktów realizowanych dla GDDKiA. Tymczasem już w 2012 r. spółka nie podpisała żadnej znaczącej umowy z Dyrekcją.

Prezes Budimeksu wskazał, że przy obecnej koniunkturze w budownictwie znaczącej zmianie uległa także struktura portfela zleceń spółki pod kątem wartości kontraktów.

W ubiegłych latach średnia wartość umów Budimeksu wynosiła ok. 100 mln zł. Obecnie jest to ok. 30 mln zł, co oznacza, że spółka stara się o kontrakty u mniejszych klientów, a także rywalizuje o nie z inną konkurencją.

Blocher podkreślił, że w celu zabezpieczenia się przed wahaniami rynku w krajach rozwiniętych firmy budowlane zaczęły dywersyfikować działalność nie tylko w obrębie swojej branży, ale otworzyły się także na inne sektory.

Dlatego Budimex, poza wejściem na rynek kolejowy czy energetyczny, szuka także nowych pomysłów biznesowych. Wśród nich znajduje się m.in. gospodarka odpadami komunalnymi, letnie i zimowe utrzymanie dróg, a także zarządzanie nieruchomościami.

Prezes Budimeksu wskazał natomiast, że obecnie spółka nie planuje geograficznej dywersyfikacji działalności. Dodał, że Budimex analizował pod tym kątem dziewięć krajów, ale wejście na te rynki - m.in. z powodu braku transparentności i stabilności - spółka uznała za zbyt ryzykowne.

Na wciąż niewykorzystaną szansę dla polskiego budownictwa, jaką jest partnerstwo publiczno-prywatne, wskazał Jerzy Widzyk, dyrektor ds. PPP w Warbudzie, a także członek rady fundacji Centrum PPP.

Widzyk zaznaczył, że projekty długoterminowe tworzą bezpieczną poduszkę finansową na niestabilnym rynku budowlanym. Dla przykładu właściciel Warbudu - francuska grupa Vinci, która jest jednym z największych koncernów budowlanych na świecie - 1/3 swoich przychodów czerpie z PPP i koncesji.

Tymczasem w Polsce, poza płatnymi odcinkami autostrad A1, A2 oraz A4, dorobek dotyczący partnerstwa sektora prywatnego i publicznego jest bardzo skromny. Jedynym znaczącym przedsięwzięciem w ostatnim czasie jest budowa spalarni odpadów w Poznaniu. Dotychczas w Polsce podpisano 31 umów PPP. W samym 2012 r. na 51 ogłoszonych postępowań tylko 9 zakończyło się podpisaniem umowy.

Zdaniem Widzyka, mała popularność PPP w Polsce w wynika przede wszystkim z małego zaangażowania rządu w tego typu projekty, zwłaszcza na tle krajów rozwiniętych. Do tego dochodzi niestabilność legislacji oraz niechęć sektora publicznego do równomiernego dzielenia ryzyk z podmiotem prywatnym.

W opinii Widzyka, pewną szansą dla projektów PPP może być program Inwestycje Polskie, aczkolwiek powolne tempo jego przygotowania nie budzi dużego entuzjazmu. W ocenie Widzyka polepsza się natomiast podejście do PPP sektora bankowego.

Piotr Kledzik, prezes Bilfinger Infrastructure, przyznał, że branża budowlana pewien oddech może złapać dzięki inwestycjom energetycznym. Z drugiej strony przypomniał, że wartość prac budowlanych w bloku energetycznym to zaledwie ok. 15-20 proc. ceny całego przedsięwzięcia.

Kledzik podkreślił także, że projekty energetyczne wiążą się z dużymi ryzykami. Dlatego Bilfinger Infrastructure zamierza angażować się w takie inwestycje dzięki temu, że w ramach koncernu Bilfinger działają podmioty, które mają doświadczenia jako generalni wykonawcy takich obiektów.

Prezes Kledzik wskazał również, że budownictwo to biznes lokalny, który musi być oparty o miejscowy potencjał. Dodał, że Bilfinger Infrastructure dywersyfikuje geograficznie swoją działalność, obecnie realizuje m.in. inwestycje w Norwegii, ale nie byłoby to możliwe, gdy koncern nie posiadał tam swojego oddziału.

W przypadku rynku polskiego Kledzik zwrócił uwagę na problem dużych ryzyk kontraktowych. Jako negatywny przykład wskazał przetarg na odcinek S8 wraz z mostem Grota w Warszawie. Choć spółka została zaproszona do złożenia oferty na tę inwestycję, to centrala koncernu nie zgadza się na udział spółek grupy Bilfinger w przedsięwzięciach, w których większość ryzyk jest przerzucona na wykonawcę.

Niemniej - w ocenie Kledzika - wydaje się, że wykonawcy oraz inwestor publiczny powoli dochodzą do stanu, w którym chcą wypracować pewien konsensus. Prezes dodał także, że od strony prawnej istnieje pilna potrzeba wprowadzenia do zamówień publicznych precyzyjnej definicji rażąco niskiej ceny.

Do tej ostatniej kwestii odniósł się Tomasz Darowski, partner w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, która niedawno reprezentowała przed KIO czeski Metrostav w odwołaniu dotyczącym wyników przetargu na odcinek S8 wraz mostem Grota.

KIO uwzględniła wówczas odwołanie Metrostavu, w którym spółka zarzuciła konsorcjum włoskiego Astaldi rażąco niską cenę. W efekcie przy ponownym wyborze najkorzystniejszej oferty przez GDDKiA zwyciężyła droższa o ponad 250 mln zł brutto oferta Czechów.

Zdaniem Darowskiego, to wydarzenie pokazało, że mimo wszystko obecne przepisy pozwalają na udowodnienie rażąco niskiej ceny. Dodał, że prawo zamówień publicznych czasami bywa wykorzystywane jako łatwe wytłumaczenie dla pojawiających się problemów na budowach. Tymczasem prawo - jak podkreślił Darowski - nie zastąpi dobrego przygotowania inwestycji, zarówno po stronie inwestora, jak i wykonawcy.

Na trudną sytuację firm działających jako usługodawcy dla budownictwa wskazał natomiast Andrzej Kozłowski, prezes Ulma Construccion Polska, która dostarcza na budowy deskowania i rusztowania.

Dodał, że usługodawcy potrzebują dużego kapitału, aby obsługiwać inwestycję. Jednocześnie nie są chronieni w takim stopniu jak inni uczestnicy procesu budowlanego.

Zdaniem Kozłowskiego, odpowiedzialność za kryzys w polskim budownictwo leży po obu stronach - zarówno zamawiających, jak i wykonawców. Ci pierwsi nie przygotowali odpowiednio inwestycji, a następnie nie weryfikowali dokładnie umiejętności wykonawców i wybierali ich tylko na podstawie najniższej ceny. Natomiast sami wykonawcy często nie potrafili mierzyć swoich sił na zamiary.

Na inwestycjach zabrakło kapitału obrotowego i przy słabej płynności kontraktów powstały zatory płatnicze. Jak wskazał Kozłowski, w firmach budowlanych rotacja kapitału średnio zajmuje 95 dni wobec 70 dni dla całej gospodarki. W efekcie doszło do fali upadłości i pogorszenia wizerunku branży budowlanej, co obecnie skutkuje zdystansowanym podejściem banków do budownictwa.

Do tego dochodzą skutki społeczne związane z redukcją zatrudnienia w branży, a także uszczupleniem oszczędności prywatnych inwestorów czy OFE, które zainwestowano w akcje spółek budowlanych notowanych na GPW. Przez ostatnie trzy lata WIG Budownictwo stracił na wartości ponad 70 proc.

Kozłowski podkreślił, że ostatnie lata w polskiej branży budowlanej to także totalny upadek etyki oraz wyniszczająca walka wszystkich ze wszystkimi. Podsumowując debatę Kozłowski zaapelował, aby wyprowadzić polskie budownictwo ze spirali śmierci, ponieważ to ostatni dzwonek, aby tego dokonać.

Tomasz Elżbieciak
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Polskie budownictwo wpadło w spiralę śmierci

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!