Klienci Leoparda wygrywają z deweloperem w sądzie! Są już pierwsze wyroki, które nakazują firmie podpisanie aktów własności bez obciążania mieszkań hipoteką na rzecz wierzyciela bądź zwrot wpłaconych pieniędzy za mieszkanie, którego deweloper nie dokończył.
O kłopotach Leoparda "Gazeta Wyborcza" pisze od kilku miesięcy. Zaczęło się od tego, że firma zażądała od klientów, którzy kupili mieszkania przy ul. Kijowskiej, dopłat na poczet swoich długów. Dopłaty wynosiły od 2 do 4 tys. zł od m kw. i miały formę pożyczki dla dewelopera. Ich dokonanie było warunkiem zwolnienia z hipoteki lokali, w których klienci mieszkali od kilku miesięcy. Większość przystała na te warunki.
Ale nie wszyscy. Małżeństwo spod Krakowa postanowiło walczyć o swoje prawa w sądzie. Wynajęło adwokata, który złożył pozew przeciwko deweloperowi, domagając się podpisania umowy przekazującej im prawo własności do lokalu oraz garażu. W sądzie pokazali zawartą przed notariuszem umowę przedwstępną na zakup mieszkania, w której Leopard zobowiązywał się najpóźniej do końca 2007 przekazać małżonkom prawa własności do lokalu i garażu i dowody wpłat za mieszkanie. Klienci dowodzili, że choć blok został ukończony, a należność za mieszkanie uiszczona, deweloper nie przekazał prawa własności, a na monity w tej sprawie do sierpnia 2008 roku nie reagował.
Leopard próbował się bronić. Jego głównym argumentem był... brak pozwolenia na użytkowanie budynku, co - według spółki - oznacza, że inwestycja nie jest skończona. Sąd takich argumentów nie przyjął i przyznał rację klientom. Zobowiązał dewelopera do zawarcia umowy przekazującej ostateczne prawo własności do lokalu. Wyrok zapadł kilka dni temu. Spółka będzie musiała też zwrócić powódce koszty procesu. A te są niemałe: sąd ocenił je na blisko 30 tys. zł.
Po dopłatach przy Kijowskiej Leopard chciał powtórzyć scenariusz przy drugiej ze swoich inwestycji - przy ul. Wierzbowej. Tej budowy spółka nie może skończyć od blisko dwóch lat. Prezes Leoparda tłumaczył, że dopłaty są dla dobra klientów, bo firma chce dokończyć budowę. Kupujący nie uwierzyli, nie dołożyli nawet złotówki, w zamian za to poszli do sądu. Kilka dni temu jedna z klientek też wygrała z deweloperem.
Kobieta poszła do sądu, bo również nie otrzymała ostatecznych praw własności do mieszkania. W trakcie procesu zmieniła jednak roszczenie i zażądała zwrotu 373 tys. zł za mieszkanie. Okazało się bowiem, że w umowie był m.in. zapis zabraniający jej wpisywania do księgi wieczystej ostrzeżeń o jej roszczeniach pod rygorem wypowiedzenia umowy. Jej prawnik, powołując się na kodeks cywilny, dowodził, że to klauzula niedozwolona. I sąd przyznał mu rację, zasadzając klientce żądaną kwotę i obciążając Leoparda kosztami procesu. A to kolejne 26 tys. zł.
Co w obecnej sytuacji firmy dla klientów oznaczają wyroki? - Sądzę, że łatwiej będzie wyegzekwować akt własności klientom, którzy mają mieszkania przy Kijowskiej. Gorzej z roszczeniami finansowymi, bo deweloper zapewne nie ma z czego ich spłacić - ocenia Aleksander Paszyński z Domu Kredytowego "Notus". - Jeżeli jednak wyroki się uprawomocnią, to syndyk weźmie je pod uwagę przed roszczeniami pozostałych klientów wynikającymi jedynie z umów przedwstępnych - dodaje.
Wyroki nie są jeszcze prawomocne. - Z pewnością złożymy odwołanie od rozstrzygnięć sądu, ale mam nadzieję, że ewentualnymi skutkami wyroków będzie zajmował się syndyk - mówi prezes spółki Jacek Panikowski. Z syndykiem jednak sprawa nie jest rozstrzygnięta, bo sąd zwrócił Leopardowi wniosek o upadłość. Jak zapewnia prezes Panikowski, firma już go poprawiła i wysłała ponownie do sądu w ubiegły piątek.
To nie koniec procesów klientów z deweloperem. W krakowskim sądzie jest jeszcze bowiem 20 innych pozwów złożonych w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy przeciwko Leopardowi.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Leopard przegrał z klientami w sądzie!