Będziemy mogli legalnie zbudować dom bez urzędniczego zezwolenia? Na taką rewolucję poczekamy jeszcze co najmniej półtora roku.
- W maju mam przedstawić Komitetowi Rady Ministrów założenia projektu kodeksu budowlanego, który zastąpi ustawę Prawo budowlane - poinformował nas we wtorek wiceminister Janusz Żbik. To oznacza, że prace nad tym dokumentem są już zaawansowane. Żbik przyznaje, że najprawdopodobniej w 2013 r. czeka nas rewolucja, bo za taką można uznać radykalne ograniczenie władzy urzędników. Załatwienie formalności związanych z budową przestanie być mitręgą pochłaniającą kilkanaście miesięcy. Obecnie problemem nie są ustawowe terminy wydania decyzji, ale to, że urzędnicy nagminnie ich nie dotrzymują.
Przede wszystkim ma być więc zniesiony wymóg uzyskania pozwolenia na budowę niewielkich obiektów, w tym m.in. domów jednorodzinnych. Pozwolenie będzie potrzebne np. deweloperom budującym osiedla, bo tego typu duże inwestycje wymagają tzw. opinii środowiskowej. W tym pierwszym przypadku wystarczyłoby samo zgłoszenie do starostwa powiatowego z dołączonym projektem. Urzędnicy sprawdziliby jedynie, czy spełnia on wymogi planu zagospodarowania, np. dotyczące linii zabudowy i gabarytów budynku. Zachowane musiałyby być także odległości od działek sąsiadów. Brak reakcji urzędników przez miesiąc oznaczałby zgodę na rozpoczęcie budowy.
Problem w tym, że w wielu gminach nie ma planów zagospodarowania, które mówią, co i gdzie można zbudować. Co wtedy? Dziś inwestor musi uzyskać decyzję o warunkach zabudowy, co trwa często ponad pół roku. W dodatku inwestorzy skarżą się na uznaniowość urzędów. Dowiedzieliśmy się, że resort transportu i budownictwa chce zrezygnować także z tej formalności. Żbik wyjaśnia, że wszystkie gminy mają studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Jest to dokument, który ogólnie określa planowane zagospodarowania całego obszaru gminy. Ministerstwo narzuciłoby rozporządzeniem "krajowe przepisy urbanistyczne", które określałyby możliwości zabudowy tego terenu. I uwaga! Także i w tym przypadku nie byłoby wymagane pozwolenie na budowę niewielkich domów. - Urzędnicy sprawdzą tylko, czy inwestor dostarczył wszystkie dokumenty i uzgodnienia - mówi Żbik. Liczy, że to rozwiązanie zmusi gminy do uchwalania szczegółowych planów.
A jak byłyby chronione interesy sąsiadów planowanej inwestycji? Skoro nie będzie decyzji, ci nie będą mieli czego zaskarżać. W ministerstwie podkreślają, że odpowiedzialność za inwestycję wezmą na swoje barki także projektant i kierownik budowy. W przypadku nadużyć grozić im będzie co najmniej utrata uprawnień zawodowych. Przed samowolą inwestora można byłoby się bronić w sądzie (nie blokowałoby to budowy, chyba że sąd nakazałby wstrzymanie robót) lub donosząc do nadzoru budowlanego.
W ministerstwie obawiają się jednak, że i tym razem jego plany uproszczenia przepisów mogą storpedować protesty różnego rodzaju związków i stowarzyszeń samorządowych oraz branżowych. Pomysł zniesienia pozwoleń na budowę proponował PiS. Ale dopiero pod rządami koalicji PO-PSL Sejm uchwalił stosowną poprawkę do Prawa budowlanego autorstwa komisji "Przyjazne państwo". W kwietniu tego roku poprawkę tę zakwestionował Trybunał Konstytucyjny, gdyż uznał, że niedostatecznie są chronione prawa osób trzecich.
Tymczasem w ostatnim raporcie Banku Światowego "Doing Business" w kategorii "czas potrzebny na uzyskanie pozwolenia budowlanego" nasz kraj sklasyfikowano na 160. miejscu! Zdaniem ankietowanych polskich przedsiębiorców załatwienie formalności związanych z uzyskaniem pozwolenia na budowę (magazynu) zajmuje przeciętnie aż 301 dni.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Koniec z pozwoleniami na budowę? To możliwe