Gdyby nie rok wyborów samorządowych, w Polsce realizowano by znacznie więcej projektów w formule Partnerstwa Publiczno-Prywatnego - uważa były wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld
- W ponad 70 miastach odbyłem ponad 400 spotkań z przedstawicielami samorządów i biznesu. Mówili: "wejdziemy w to po 2010 r." - powiedział dodając, że argumentem za taką postawą jest najczęściej obawa samorządowców, iż inwestycja realizowana wspólnie z prywatnym partnerem może być dla ich przeciwników pretekstem do rzucania oskarżeń w toku kampanii wyborczej.
Poseł Szejnfeld podkreślił, że Fundacja Centrum PPP prowadzi wspaniałą pracę edukacyjną wśród organów kontroli i nadzoru - pracowników NIK i RIO, ale jego zdaniem potrzebna jest szeroka edukacja społeczeństwa: - To bardzo ważne, bo nawet jeśli samorządowcy będą wiedzieli, że PPP to bardzo dobre rozwiązanie, biznes uzna, że to opłacalne, a kontrolerzy nie będą widzieć w tym zła, to i tak nie będzie dużo tych inwestycji jeśli przeciętny Jan Kowalski nie będzie wiedział co to jest i czy to jest dobre. Przyzwolenie społeczne jest wtedy, gdy jest wiedza społeczna, więc przed nami proces edukacji społecznej - stwierdził Adam Szejnfeld.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Inwestycyjny paraliż wyborczy