Inwestycje w samorządach trzeba traktować zadaniowo, bez względu na źródło ich finansowania. Wtedy rok 2020 przestanie być granicą dla planowanych budów, modernizacji czy rewitalizacji.
Nic więc dziwnego, że władze wielu gmin, powiatów i regionów zaczynają gorączkowo zastanawiać się, co się stanie po roku 2020, czyli po zakończeniu obecnej, zdaniem wielu ostatniej tak hojnej dla naszego kraju perspektywy finansowej Unii. Być może niepotrzebnie.
– Jeśli dostaniemy mniej pieniędzy z UE, będzie to znaczyć tyle, że jako kraj jesteśmy silniejsi i możemy pozwolić sobie na wydawanie większych kwot własnych pieniędzy – uspokaja Jan Olbrycht, europoseł.
Budżet zadaniowy
I jak podkreśla, nie ma sensu mówienie o inwestycjach unijnych. Trzeba mówić o inwestycjach w samorządach w ogóle.
– Nowa perspektywa jest duża, ale trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jak będziemy ciągnąć procesy inwestycje w miastach także po 2020 r. Potrzebne jest myślenie w kategoriach budżetu zadaniowego – co chcemy zrobić, co możemy zrobić, na co nas stać, skąd możemy pozyskać pieniądze. Konieczne jest analizowanie przed procesem inwestowania wszystkich aspektów i kosztów, prognozowanie wieloletnie. Dla przykładu, nie można wydawać pieniędzy na transport, jak się nie ma strategii transportowej – tłumaczy europoseł.
Ale są powody do optymizmu, bo miasta dość szybko reagowały na perturbacje spowodowane kryzysem i dość szybko nauczyły się korzystania z unijnych pieniędzy.
– Na początku poprzedniej perspektywy trochę nie pamiętano o tym, że nie wystarczy wybudowanie infrastruktury, trzeba też ją utrzymać. Ale dość szybko miasta się zreflektowały, pilnują nadwyżki operacyjnej, kosztów operacyjnych. Ostatnio podnosiliśmy ratingi czterech miast ze stabilnej na pozytywną – mówi Piotr Kowalski, prezes Fitch Polska, który wystawia ratingi 17 miastom (głównie tym największym) i trzem województwom.
Nie samymi unijnymi dotacjami samorządy żyją
– Są miasta, które nie korzystają z pieniędzy UE, a mają wzrosty w budżetach. Spłacają kredyty, ale pożyczone pieniądze dobrze wykorzystały. Zysk z pieniędzy zainwestowanych ma dać wzrost – twierdzi Adam Zdziebło, senator RP, były wiceminister rozwoju regionalnego.
Samorządowcy podkreślają jednak, że ich zdolności finansowe mocno ograniczają przepisy, wskaźniki zadłużenia i poczynione już inwestycje.
– Sytuacja finansowa samorządów jest bardzo różna. W poprzednim rozdaniu, nie tylko unijnym, do głosu często dochodziła megalomania włodarzy. Nie zapominajmy też, że zadłużenia niektórych miast powstały, bo zostały wciągnięte w zobowiązania rządowe związane z np. budowaniem stadionów – przypomina Danuta Kamińska, skarbnik Katowic, przewodnicząca Komisji Skarbników Unii Metropolii Polskich.
Jej zdaniem złota reguła, indywidualny wskaźnika zadłużenia wynikający art. 243 ustawy o finansach publicznych urealniły zdolność finansową samorządową, co nie znaczy, że nie ma powodów do zmartwień.
– Poprzednie wskaźniki 15-60 proc. były bardziej abstrakcyjne. Obecne oparte są na nadwyżce operacyjnej. To troska samorządów, bo nadwyżka maleje. Obecnie w Katowicach wynosi ok. 10 proc. a jeszcze w 2007 r. było 30 proc. – dodaje pani skarbnik.
– Na razie inwestycji nie ograniczamy, wpasujemy się w nowy wskaźnik, na lata 2016-2017 jest dla nas jeszcze realny do spełnienia – mówi Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku, ale już martwią się ze skarbnikiem, co będzie dalej. Rozwiązaniem mogłoby być bardziej liberalne podejście banków do samorządów. – Zabezpieczenia, jak np. poręczenia, niepotrzebnie podnoszą poziom wskaźnika. Banki mogłyby ten gorset zluzować – zauważa Truskolaski.
Banki pomocne, ale wymagające
Sektor bankowy zapewnia, że na samorządy jest otwarty, ale też ma swoje wymogi i ograniczenia.
– W ocenie sytuacji samorządu stosujemy indywidualny wskaźnik zadłużenia – mówi Marcin Futera, loan officer, public sector, Poland and Baltics, Europejski Bank Inwestycyjny, zapewniając, że bank ma ciekawe propozycje głównie dla dużych miast powyżej 100 tys. mieszkańców i województw. –Stosując mnożniki, będziemy mogli przeznaczyć ponad 300 mld euro w ciągu najbliższych 3 lat na strategiczne inwestycje, m.in. zmniejszające bezrobocie. Dodając do tego europejskie wsparcie, programy typu Jessica, możemy powiedzieć, że kredytowanie dla samorządów będzie zwiększone. Z drugiej strony w nowej perspektywie EBI będzie unikać zaangażowania w inwestycje bez uzasadnienia ekonomicznego – podkreśla Futera.
– Trzeba szukać pieniędzy z rynku, które mogą finansować sferę publiczną – radzi z kolei Piotr Lisowski, dyrektor ds. współpracy z samorządami terytorialnymi Banku Gospodarstwa Krajowego i zwraca uwagę na dyscyplinę finansowania.
Mowa m.in. o szeroko rozumianej współpracy z biznesem i współpracę samorządów.
– Przykład skarconej przez KE Gdyni, która chciała budować swoje lotnisko, mimo że w pobliżu jest port lotniczy w Gdańsku, czy śląskiej aglomeracji, która z powodu ambicji włodarzy poszczególnych miast straciła pieniądze na spalarnię, pokazują, że bez współpracy się nie da. Jesteśmy skazani na współpracę, nie tylko między samorządami, ale też z biznesem – komentuje Adam Zdziebło.
Tym bardziej że czas wydawania pieniędzy na nieprzemyślane inwestycje minął.
– Małe samorządy nieraz forsowały inwestycje bez zastanowienia, czy będą służyć mieszkańcom – przypomina Futera. – Stadion, aquapark to niekoniecznie coś, co zatrzyma ludzi w danym mieście. Ludzie będą emigrować tam, gdzie można lepiej zarobić i gdzie jest lepsza jakość życia – dodaje.
Artykuł powstał na podstawie dyskusji „ Inwestycje samorządu w perspektywie 2010” podczas VII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Inwestycje w samorządach nie skończą się w 2020 r.