To nie inżynier decyduje o tym czy inwestycja zakończy się sukcesem. Odpowiedzialność za realizację przedsięwzięć budowlanych spoczywa na prawnikach i finansistach. Zdaniem Marka Michałowskiego, prezesa Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, to jedna z cech charakterystycznych obecnej sytuacji w branży budowlanej. Wydaje się jednak, że są symptomy przełomu w relacjach zamawiający-wykonawca. Jednak istotny głos dotyczący przyszłości branży należy obecnie do podmiotów udzielających gwarancji finansowych.
To skutek wielu czynników, w tym m.in. niedostatecznego przygotowania się do inwestycji o tak dużej skali, nadmiaru kontraktów, zbyt szerokiego otwarcia rynku, czy swoistej pogoni za najniższą ceną, której nie towarzyszyła analiza potencjału firm. To już się stało. Jedyne co teraz można zrobić, to wyciągnąć konstruktywne wnioski na przyszłość.
Przy okazji problemów z nowo wybudowanym lotniskiem Modlin, niektórzy decydenci zaczęli głośno pytać czy firma wykonawcza była przygotowana do realizacji takiej inwestycji. Podobnej analizy zdaje się zabrakło w przypadku dużych zamówień publicznych z obszaru dróg, dlatego Marek Michałowski dostrzega w tym publicznym pytaniu pewien przełom. - Wygląda na to, że zrozumieliśmy, że tak dalej się nie da - mówi. Ten przełom, jak stwierdza, jest zauważalny także w reł acjach z GDDKiA, o czym świadczy choćby chęć wspólnej pracy nad "czarną listą barier". Dobrym sygnał em są też, według niego, próby nowelizacji Prawa zamówień publicznych, zmierzające do wyrównania pozycji obu stron.
Kumulacja inwestycji rzeczywiście była zbyt duża - zgadza się z tym elementem diagnozy Lech Witecki, Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad. Jego zdaniem, możliwości naszego rynku to 18-19 mld zł rocznie. W niedawnych okolicznościach firmy nadmuchiwały sobie portfele kontraktami, których nie były w stanie przerobić - uważa Lech Witecki. Generalny Dyrektor zauważa jednocześnie, że zamawiający nie wszystko może skontrolować - nie ma na przykład możliwości sprawdzenia potencjału finansowego firm, które wygrywają przetargi. Lukę tę powinny wypełniać gwarancje udzielane przez podmioty z sektora finansowego. Instytucje te jednak nie do końca weryfikowały czy firmy faktycznie są w stanie podołać zadaniom, których się podejmują, zauważa Lech Witecki. Większe zaangażowanie branży finansowej widać dopiero teraz. Jednak ta z jednej strony wskazana zwiększona czujność podmiotów udzielających gwarancji poskutkowała brakiem dostępności tych instrumentów dla wielu firm budowlanych, uniemożliwiając im uczestnictwo w prze tar gach.
- W ubiegłym roku zaostrzyliśmy kryteria udzielania gwarancji - przyznaje Elżbieta Urbańska, dyrektor Biura Ubezpieczeń Finansowych PZU. Jak tłu ma czy, gwarancja to instrument największego ryzyka, bo nie można jej wypowiedzieć ani zrestrukturyzować. Jest nieodwołalna. Dla ubezpieczyciela dodatkowym ryzykiem jest także czas trwania gwarancji - decyzję o jej udzieleniu podejmuje się na początku procesu inwestycyjnego, a zagrożenia wynikają nie tylko z samej inwestycji, lecz także z otoczenia gospodarczego, które jest zmienne w czasie. Dotychczas ubezpieczyciel koncentrował się przede wszystkim na sytuacji zleceniodawcy, stwierdza Elżbieta Urbańska, jednak w sytuacji gdy potencjalne niebezpieczeństwa stały się realnymi zagrożeniami sytuacja się zmieniła.
- Będziemy się szczegółowo przyglądać kontraktom - mówi.
- Czy będzie to przyglądanie się kontraktom, czy tylko wykonawcom?
- zastanawia się Marek Michałowski. Jeśli rzeczywiście mówilibyśmy o prześwietlaniu kontraktów, to zdaniem prezesa PZPB, może to mieć pewne plusy. - O ile będzie to działało w dwie strony, to może środkami ekonomicznymi uda się rozwiązać problemy, których nie udaje się zlikwidować przy pomocy prawa - mówi.
Trudno powiedzieć, czy finansiści uleczą sytuację nierównowagi między zamawiającym i wykonawcą, ale na pewno będą się przyglądać ryzykom w kontraktach, potwierdza Lucyna Stańczak, z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. - Będą uwzględniane te ryzyka, które zabolały branżę - mówi. A o tych ryzykach, które decydują o być albo nie być wielu firm, branża mówi przy każdej okazji. - Firmy padają, bo nie mają środków, trzeba upłynnić proces inwestycyjny, a do tego kluczowe są zaliczki - zwraca na przykład uwagę Piotr Chełkowski z firmy Pol-Aqua.
- Prawo zamówień publicznych jest restrykcyjne wobec wykonawców, a nie zamawiających. Artykuł 24 ustęp 1 zabiera wykonawcom prawo do sądu. W "cudowny" sposób spowodowano, że firmy przestaną się odwoływać do są dów - zwraca z kolei uwagę To -masz Latawiec ze Stowarzyszenia Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców. - Prawo musi być stabilne, nie może tylko reagować na to co jest. Rynek nie znosi specustaw - dodaje. Według Tomasza Latawca, trzeba zauważyć, że to zamawiający, a nie wykonawca odpowiada za realizację zadania. Jeśli kontrakt zostaje zerwany, to znaczy, że to inwestor nie poradził sobie z jego realizacją. Dlatego to w interesie zamawiającego prawo musi być takie, by pozwalało na zrealizowanie inwestycji z sukcesem.
Nasze prawo jest restrykcyjne bardziej niż byłoby to konieczne na podstawie przepisów unijnych, uważa Arkadiusz Korzeniowski, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKen-na. Chodzi na przykład o kary umowne - są one, jego zdaniem, naliczane w różnych okolicznościach, nie zawsze powiązanych z winą wykonawcy. Dodatkowo, po ostatniej nowelizacji art. 24 Pzp, bardzo restrykcyjnej dla przedsiębiorców, wina w ogóle nie ma znaczenia, bo dla decyzji o ukaraniu wykonawcy liczy się tylko kwota. - Jestem przeciwnikiem tego przepisu w ogóle, ale pomijając to, kwota 5 proc. jest za niska - mówi Arkadiusz Korzeniowski.
To z jednej strony problemy znane, z drugiej, wciąż aktualne i ważne. Mówiono o nich podczas konferencji In -frastruktura polska zorganizowanej w styczniu br. przez Executive Club we współpracy z Polskim Związkiem Pracodawców Budownictwa. Wydaje się jednak, że spotkania dwóch stron procesu inwestycyjnego zaczynają nabierać cech dialogu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Finansiści obserwują ryzyka w kontraktach budowlanych