Prawdopodobieństwo tego, że dolnośląski deweloper znajdzie do 13 marca nabywców na akcje po 100 zł, jest bliskie zera. Zarząd uspokaja: nie wpłynie to na tegoroczne prognozy spółki.
Tymczasem do 13 marca ważna jest uchwała listopadowego NWZA dolnośląskiej spółki, zgodnie z którą zarząd mógłby zaoferować do 2,5 mln nowych akcji wybranym inwestorom, np. funduszom zagranicznym.
Sęk w tym, że akcjonariusze określili, iż cena emisyjna papierów nie może być niższa niż 100 zł. Po tym, jak w październiku 2007 roku Gant zwoływał wspomniane NWZA, jego kurs przewyższał 90 zł. Potencjalny inwestor musiałby zatem zapłacić około 10-proc. premię. Nie byłaby to jednak wygórowana cena, biorąc pod uwagę, że w ten sposób mógłby stać się właścicielem 14-proc. udziału w kapitale Ganta (większym dysponowałby tylko Karol Antkowiak).
Przecena na GPW pokrzyżowała jednak plany dewelopera, który zainteresował objęciem akcji trzy instytucje finansowe. - Obecnie nie prowadzimy z nimi już rozmów - mówi Henryk Feliks, wiceprezes Ganta. Powód: ogromna rozbieżność między obecną wyceną akcji na giełdzie a minimalną ceną emisyjną.
- Prawdopodobnie w lutym zbierze się rada nadzorcza, która wyda rekomendację, czy warto zwołać kolejne NWZA i obniżyć cenę emisyjną nowych akcji, czy może wydłużyć termin na podpisanie umowy z inwestorami - wskazuje Feliks.
Czy brak spodziewanego zastrzyku w wysokości nawet 250 mln zł wpłynie negatywnie na realizację tegorocznych prognoz finansowych Ganta Development (zakładają wypracowanie 172 mln zł zysku netto przy 2,4 mld zł przychodów)? - Nie, gdyż pieniądze, które moglibyśmy w ten sposób pozyskać, wykorzystalibyśmy głównie na zakupy gruntów pod nowe projekty. Efekty finansowe tych przedsięwzięć byłyby widoczne dopiero w kolejnych latach - tłumaczy wiceprezes.
- Wpływy z realizowanych inwestycji zapewniają nam płynność finansową. Do czasu otrzymania większego zastrzyku pieniędzy będziemy więc realizować projekty, które są już w naszym portfelu, ale będziemy musieli ograniczyć nowe zakupy - uzupełnia.
Pokaźny zastrzyk gotówki może Gantowi przynieść sprzedaż modernizowanego centrum handlowego Marino we Wrocławiu. Przeszacowując tę inwestycję w III kwartale ubiegłego roku, deweloper zanotował ponad 45 mln zł zarobku. - Oferty, które otrzymaliśmy, opiewają na wyższe kwoty, niż wynosi wycena Marino w naszych księgach. Transakcję powinniśmy dopiąć w lutym lub marcu - twierdzi Henryk Feliks.
Największą inwestycją, jaką Gant chce uruchomić w tym roku, jest budowa osiedla na warszawskiej Woli, które będzie liczyć 65 tys. mkw. powierzchni użytkowej (PUM). Spodziewane przychody z tej inwestycji można szacować na 500-700 mln zł. Wcześniej zarząd liczył, że uda się zmienić decyzję o warunkach zabudowy dla tego terenu i zrealizować większy projekt. Biorąc jednak pod uwagę koszt pieniądza w czasie (na zakup nieruchomości Gant zaciągnął 105 mln zł kredytu), nie chciał dłużej czekać na decyzję urzędników i przystąpił do prac. - Kreślimy projekt. Z budową moglibyśmy ruszyć jesienią - twierdzi wiceprezes.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ćwierć miliarda zł nie wpłynie w marcu do Ganta