Rząd chce ściągnąć do Polski drogowców z Chin, żeby przyspieszyć budowę autostrad i obniżyć koszty inwestycji. Ale negocjacje utknęły w martwym punkcie.
W ubiegłym roku minister transportu w rządzie PiS Jerzy Polaczek podpisał w Pekinie porozumienie z chińskimi władzami dotyczące współpracy w rozbudowie infrastruktury. Jak na razie jego efekty są bardziej niż skromne. Co prawda w Polsce są już przedstawiciele dwóch konsorcjów: China International Industry and Commerce oraz China Railway Construction Corporation, ale rozmowy, jakie prowadzą z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA), nic nie wniosły.
Firmy z Państwa Środka nie chcą konkurować o kontrakty, chciałyby otrzymywać zlecenia bez uruchamiania przetargów. Oczekują także gwarancji finansowania robót i niezbędnych zezwoleń umożliwiających zatrudnienie w Polsce kilku tysięcy chińskich pracowników na okres 2-3 lat - wymienia warunki dziennik.
W zamian mają budować taniej. - Sądzę, że dzięki tańszej sile roboczej koszty inwestycji udałoby się obniżyć nawet o 20 proc. - twierdzi w "WSJ Polska" Zbigniew Kotlarek, były szef GDDKiA, który z Polaczkiem podpisywał porozumienie w Pekinie. - Jesteśmy w stanie budować autostrady w cenie niższej niż 10 mln euro za kilometr. Obecnie cena kilometra zbliża się do 15 mln euro.
Przeciw ewentualnym preferencjom dla Chińczyków protestują już przedstawiciele Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa. Perspektywy chińskiego wsparcia komplikuje także odwrócenie sytuacji w branży: o ile w ubiegłym roku zleceń nie brakowało, o tyle teraz liczba przetargów spadła niemal o połowę. Do każdego staje nawet po kilkunastu oferentów. Jedną z przyczyn jest ograniczenie inwestycji w modernizację nawierzchni dróg.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Chińczycy nie wybudują polskich autostrad?