Czyli "Człowieku, nie irytuj się". Nazwa tej popularnej gry brzmi dziś jak dobra rada dla kierowców, od paru tygodni zasypywanych doniesieniami o problemach z budową przez chińskie konsorcjum Covec autostrady z Łodzi do Warszawy.
Trzy lata temu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad już ogłaszała, że dostała i oceniła oferty na budowę tej drogi, a umowa zostanie podpisana latem 2008 r. i zakończy się w 2011 r.
W lipcu 2008 r. GDDKiA powiadomiła o wprowadzeniu nowej formuły negocjacji z prywatnymi inwestorami i zapowiedziała, że ich wyniki ogłosi w październiku 2008 r. Ale tak się nie stało. Pod koniec lutego 2009 r. minister Grabarczyk ogłosił, że "warunki finansowe proponowane przez firmy nie zabezpieczały interesu publicznego i mogły spowodować wzrost opłat dla kierowców za przejazd tym odcinkiem A2". Jakie konkretnie były te warunki nie do przyjęcia, nie ujawniono.
W tym momencie wydawało się, że - jak w grze w chińczyka - przeciwnik strąci pionki kierowców z planszy i nie pozwoli im dotrzeć do celu. Grabarczyk jednak grał dalej i ogłosił, że droga powstanie za pieniądze z kasy GDDKiA, a umowy z wykonawcami wybranymi w błyskawicznie zorganizowanych przetargach zostaną podpisane już za pół roku. Udało się. - Podpisujemy umowy, które przewidują, że autostrada będzie gotowa w maju 2012 r. - mówił we wrześniu 2009 r. Grabarczyk. A resort infrastruktury chwalił się: "Ogólny kosztorys GDDKiA zakładał koszt budowy na poziomie 5,7 mld zł. Po wyłonieniu wykonawców za budowę całej 91-kilometrowej autostrady GDDKiA zapłaci 3,2 mld zł. Oszczędność wyniosła 2,5 mld zł". Nikt specjalnie nie dociekał, jak to możliwe, by zbudować drogę 44 proc. taniej od kosztorysu, którego nie brano przecież z sufitu.
Prawie połowę tych oszczędności miało zapewnić chińskie konsorcjum Covec, które zaproponowało budowę ponad połowy autostrady o połowę taniej niż w kosztorysie. O chińskich firmach budowlanych krążą opowieści, że wycinają rywali wyjątkowo niskimi cenami, bo są wspierane finansowo przez Pekin. Wiadomo, że w gospodarce rynkowej zdarzają się promocje - szkocki przedsiębiorca otworzył właśnie firmę przewozową, zapowiadając, że bilety na autobusowych trasach międzymiastowych będą kosztować od 1 zł. Jako taką promocję potraktowano chyba także ofertę Covec, bo Chińczycy dotąd nie budowali autostrad w UE i zlecenie na A2 stanowiło dla nich przepustkę do lukratywnego rynku kontraktów budowlanych w całej Unii. Mieli iść za ciosem w Polsce. Pod koniec marca "Rzeczpospolita" donosiła, że Covec dostał od władz w Pekinie zielone światło, by zainwestować w polski transport co najmniej 20 mld zł!
Miesiąc później idylla się skończyła. Chińczycy przestali płacić rachunki polskim podwykonawcom i według GDDKiA są im dłużni 117 mln zł. I najpierw grozili zerwaniem kontraktu, a obecnie proponują, że dokończą go na czas, ale drożej. Dziś GDDKiA ma zdecydować, jak ocenia tę ofertę, ale na wszelki wypadek rozmawia też z innymi firmami, w jakim terminie i za ile ukończyłyby budowę A2.
Kierowcy już wiedzą, że w tej grze w chińczyka dostali w plecy. Ich pion nie trafi do celu tak, jak zapowiadano. Na placach budowy A2 miesiąc temu zamarło i pozostaje odpowiedź na pytanie, z jakim poślizgiem zostanie ukończona droga i o ile drożej trzeba będzie za nią zapłacić. Dopłat mogą też zażądać wykonawcy innych dróg, tłumacząc to ewentualnymi ustępstwami wobec Chińczyków albo - jak oni - grożąc zerwaniem kontraktów.
Przedsmak tego mieliśmy już na początku roku, gdy został zerwany kontrakt z konsorcjum sopockiej firmy NDI na budowę 20 km autostrady A4 w Małopolsce. Tam - jak w przypadku Covec - wykonawca, który wygrał przetarg z ofertą około połowę niższą od kosztorysu, potem zaczął się spierać z GDDKiA o rozliczenia i zakres prac. Sporu nie rozwiązano i ten odcinek A4 na pewno nie powstanie - jak planowano - na Euro 2012.
Problem jest jednak większy, bo od lipca przywrócone zostaną opłaty dla ciężarówek za przejazdy autostradami. Opóźnienia w budowie tych dróg oznaczają, że GDDKiA będzie miała w przyszłości mniej pieniędzy na budowę nowych odcinków. To będzie uderzać w stan naszej gospodarki w najbliższych latach.
W ostatni czwartek w Sejmie minister Grabarczyk zapowiadał, że autostrada A2 między Łodzią a Warszawą musi być przejezdna na Euro 2012. Ale czy po wyborach parlamentarnych nie skończy się tak jak w zeszłym roku, gdy resort infrastruktury podtrzymywał znaczące plany budowy dróg, ale kilka miesięcy później - już po wyborach samorządowych - anulowano ponad 40 mocno zaawansowanych przetargów drogowych, bo minister finansów Jacek Rostowski obciął pulę pieniędzy na drogi?
Pora, by cały rząd zatroszczył się o dokończenie obecnych planów drogowych, z myślą o przyszłości przygotował przynajmniej projekt nowelizacji przepisów o przetargach, aby ich rozstrzygnięcie nie zależało tylko od niskiej ceny, bo to się nie opłaca.
W tej drogowej grze w chińczyka coraz więcej pionków polskich kierowców nie dociera do celu. A jeszcze w tym tygodniu Donald Tusk zapowiedział, że "będą wpadki i opóźnienia". Większość kierowców chciałaby się już teraz dowiedzieć, jakie inwestycje drogowe to czeka - by się potem nie irytować.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Autostrady: gra w chińczyka